Przejdź do głównej zawartości

Historia powojenna Muranowa wg B. Chomętowskiej

Fragmenty z wywiadu z Beatą Chomętowską, autorką książki
Stacja Muranów
https://kultura.onet.pl/wiadomosci/beata-chomatowska-muranow-to-moj-stan/rycvhq3 

Historia Muranowa z czasów wojny jest w dużej mierze dobrze udokumentowana. Jak ta dzielnica ewoluowała po 1945 roku?

Ta dzielnica miała pecha. Muranów przedwojenny uosabiał to, z czym chcieli wówczas walczyć projektujący w modernistycznym duchu architekci. Podwórka-studnie, brak światła, powietrza, zieleni, często kiepskie warunki mieszkaniowe, gruźlica… Tyle że nie bardzo mogli cokolwiek zdziałać, bo wyburzenie istniejącej zabudowy wzorem barona Hausmanna było zbyt kosztowne, nie starczyłoby na odszkodowania. Paradoksalnie, takie możliwości otworzyła przed nimi dopiero wojna wraz z Zagładą.

Muranów, do czego wielu byłoby dziś niezręcznie się przyznać, traktowano też trochę jako "obce" miejsce,  właśnie miasto w mieście, lokalną egzotykę - w "Dookoła Świata" czy przedwojennych reportażach Wandy Melcer można znaleźć opisy pokazujące Dzielnicę Północną jako swoisty Czarny Ląd. Gdy w czasie wojny moderniści kreślili więc w konspiracji  swoje plany przyszłej Wielkiej Warszawy, traktowali Muranów jako białą kartkę, na której mogły spełnić się najśmielsze architektoniczne fantazje - choć getto z całą zabudową jeszcze wówczas istniało.

Po wojnie, kiedy zniknął, a większość jego mieszkańców zginęła, nikt nie wspominał nawet o jego odbudowie w dotychczasowym kształcie, choć na taki projekt porwano się, choćby na Starówce. Fakt, że przez kilka powojennych lat, w zasadzie do 1949 r., kiedy projekt osiedla-pomnika autorstwa Bohdana Lacherta zaczyna przybierać realne kształty, w tym miejscu zalegało praktycznie nietknięte gruzowisko, nie licząc odkopanej spod gruzów dzisiejszej ulicy Andersa, wówczas Nowomarszałkowskiej, której powstanie wymusiła niejako realizacja Trasy W-Z, świadczy też, że Muranów dla władz powojennej Warszawy nie był bynajmniej najistotniejszą częścią miasta.  Zaś ci, którzy tu kiedyś mieszkali, i którzy nie mieli już do czego wracać, też woleli o nim zapomnieć.

W "Stacji Muranów" jest piękna fotografia przedstawiająca podwórko jednego z domów jako miejsce, w którym koncentrowało się życie mieszkańców kamienicy. Dzisiaj Muranów jest chyba bardziej anonimowy.

Mam wrażenie, że pewne pozostałości tamtej atmosfery zachowały się do dziś. Ci, którzy mieszkają na Muranowie od dziecka, powtarzają, że tutaj wszyscy zawsze się znali. Spotykali się na podwórkach, na lodach w kawiarni, chodzono do sąsiadów na telewizję, pilnowano sobie wzajemnie dzieci. Oczywiście wtedy były inne czasy, kapitalizm nie oferował tylu form rozrywki, ludzie byli ze sobą bliżej, spędzali w domach więcej czasu.

Ale udowadnia to też, że projekt Lacherta, zrealizowany również w duchu osiedli społecznych, i zaprojektowany według zasad jednostki sąsiedzkiej, gdzie każde podwórko miało stanowić swoisty mikrokosmos, a poszczególne jednostki - mniejsze obszary w obrębie osiedla - zawierać wszystko, co potrzebne do życia, jednak się sprawdził. Po 1989 r, trochę się to zmieniło. Mimo to do dziś w sklepach rozpoznaje się klientów - doświadczyłam tego sama, gdy na chwilę zniknęłam, a pani w spożywczym na Andersa zagaiła: "A gdzie to się było?".

Sąsiedzi mówią sobie dzień dobry i plotkują na klatkach schodowych - nie do pomyślenia w nowych, zamkniętych i strzeżonych osiedlach. Na podwórkach można natknąć się na suszące się pranie. Muranów to ewenement wśród śródmiejskiej zabudowy Warszawy, bo stanowi jednak zwartą całość, trochę też na skutek oddzielenia gruzowym cokołem. Ma też swoją lokalną agorę, czyli plac z pomnikiem Bohaterów Getta, przy którym powstało teraz Muzeum Historii Żydów Polskich. Przebiega tamtędy główny szlak łączący zewnętrzne arterie, czyli Andersa i Jana Pawła II, a skwer przed Muzeum służy jako wybieg dla okolicznych psów. Tam najłatwiej się spotkać i po pewnym czasie rozpoznaje się znajome twarze przechodniów, zupełnie jak na Rynku w Krakowie.

Symbolem nowoczesności Muranowa jest błękitny wieżowiec na placu Bankowym. Jaka jest historia tego budynku?

Do dziś żywa jest legenda o rzekomej klątwie rabinów, ponieważ wieżowiec stoi w miejscu reformowanej żydowskiej świątyni, Wielkiej Synagogi, wysadzonej osobiście przez Jurgena Stroopa, kata getta warszawskiego. Tuż po wojnie pojawił się pomysł odbudowy synagogi, która była imponującą, wspaniale wyposażoną budowlą, ale szybko go porzucono - władze miasta nie brały tego pod uwagę. Potem, już w latach 50., myślano o postawieniu w tym miejscu wieżowca, ale zaczęto go wznosić dopiero dwadzieścia lat później. I powstawał też przez dwadzieścia lat, najdłużej ze wszystkich warszawskich "drapaczy chmur". Najpierw miał mieć złotą elewację, ale zdążyła się zniszczyć, zanim go ukończono. W tym ślimaczeniu się robót nie było żadnej magii - zmieniali się podwykonawcy, brakowało materiałów, ot, typowe kłopoty budowlane tamtych lat. Przez długi czas wieżowiec straszył jako częściowo gotowa konstrukcja.

Dopiero - już jako Błękitny - oddało go do użytku jugosłowiańskie konsorcjum. Ale o mały włos też by się to nie udało, bo na ostatnim etapie prac przestała istnieć Wielka Jugosławia i Serbowie musieli współpracować przy układaniu posadzek i malowaniu ścian z Chorwatami…. Ponieważ w wieżowcu znalazły się biura Żydowskiego Instytutu Historycznego i Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, a podium budynku zgodnie ze zmodyfikowanym projektem rozbudowano tak, by nawiązywało kształtem do synagogi, wyznawcom teorii klątwy wszystko złożyło się w zgrabną całość. Miejsce, w którym stały baraki budowniczych Wieżowca, nie zmieniło się za to do dziś. Ta zaniedbana, zarośnięta działka z rozwalonym warsztatem samochodowym i pusta uliczka Bohaterów Getta na tyłach Arsenału, na którą trudno trafić nawet posługującym się przedwojennymi mapami przybyszom z zagranicy, którzy szukają tu śladów Muranowa swoich rodziców i dziadków - to bardzo przygnębiający obraz. Wieżowiec jest dla mnie symbolem zawieszenia, niedokończenia. Podobnie jest z niedomkniętą historią Muranowa.

Dlaczego historia Muranowa nie jest domknięta?

Bohdan Lachert, tworząc bezpośrednio po wojnie projekt zabudowy Muranowa w duchu modernistycznym, chciał, żeby jednocześnie przypominał on o tragedii Zagłady. Świadomie użył przemielonego na miejscu gruzu do wzniesienia nowych budynków, wykorzystał też gruz jako rodzaj kurhanu, na którym miały powstać powojenne bloki, nie ruszając przedwojennych piwnic ani spoczywających wciąż w ziemi ludzkich szczątków. Chciał, żeby Muranów został nieotynkowany, by "krew zburzonego miasta miała swój wyraz w tej architekturze", jak pisał. Mówił o tym osiedlu jako o Feniksie z popiołów, osiedlu-pomniku, który jak ruiny starożytnej Troi miał uświadamiać kolejnym pokoleniom, co tutaj się stało.

Oczywiście, gruz pozostawiono też ze względów ekonomicznych, bo było go zbyt wiele, by wywózka na taka skalę w szybkim tempie mogła się opłacać, ale projekt miał silną podbudowę metafizyczną. Na dawnych gruzach - dosłownie - miało powstać nowe życie. Ale bardzo szybko o tym zapomniano, domy otynkowano, przerobiono z duchem socrealizmu, potem w latach 60. i 70. Dostawiono już zupełnie nową zabudowę, nie pozwalając Lachertowi dokończyć swego założenia, o którym szybko zapomniano. Przypominanie o Zagładzie nie wpisywało się w retorykę ówczesnych władz, zaś sami mieszkańcy też woleli, by domy stały się wesołe i kolorowe.

Nikt nie chce mieszkać na cmentarzu, a przynajmniej mieć takiej świadomości. Z tej perspektywy projekt Lacherta, choć szlachetny z ducha, był też mocno kontrowersyjny. Co ciekawe, przewidział również pośrodku osiedla, właśnie przy dzisiejszym placu z pomnikiem, miejsce dla muzeum - on nazywał je Muzeum Walki z Faszyzmem. Podobne muzeum zaplanowali też w swoim wcześniejszym, nie skierowanym do realizacji projekcie zabudowy Muranowa trójka "warszawskich tygrysów" - Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński i Tadeusz Wierzbicki. Architekci, patrząc na osiedle, niezależnie od siebie dostrzegali więc potrzebę "dociążenia" go poprzez znaczące upamiętnienie tragedii, która miała miejsce podczas wojny. Dla mnie symbolicznym domknięciem tej przerwanej na 50 lat ciągłości miejsca będzie teraz Muzeum Historii Żydów Polskich, którego pojawienie się na Muranowie poprzedzają już rozmaite pozarządowe inicjatywy i projekty odnoszące się do żydowskiej przeszłości, próbujące połączyć dawne z nowym, tchnąć w dzielnicę życie. Bo dotąd w postrzeganiu tego miejsca  dominowała śmierć.

Kim był Lachert?

Modernistą, ideowym lewicowcem, typowym przedstawicielem przedwojennej awangardy. Razem z całą grupą Praesens, do której - oprócz jego nieodłącznego przyjaciela Józefa Szanajcy - należeli także inni wybitni moderniści, jak małżeństwa Syrkusów czy Brukalskich. Trzymali się razem, pracowali, ale też bawili, wspomagali wzajemnie. W tym środowisku było też sporo architektów ze zasymilowanych rodzin żydowskich, poza Syrkusami choćby bardzo zdolny Maksymilian Goldberg, którego syn, wyprowadzony fortelem z getta, ukrywał się początkowo u Lachertów na Saskiej Kępie. Lachert z Szanajcą tworzyli spółkę autorską, dzielili się na pół wszystkimi zarobkami.

Byli pod wielkim wpływem Le Corbusiera, wygrywali najważniejsze międzynarodowe i krajowe konkursy, zaprojektowali sporo budynków, zwłaszcza w Warszawie, spośród których m.in. rodzinny dom Lachertów na Katowickiej jest jednym z najwybitniejszych przykładów modernizmu w architekturze polskiej. Szanajca zginął w pierwszym miesiącu wojny. Dla Lacherta Muranów miał być pierwszym samodzielnym dziełem na tak wielką skalę, dlatego przywiązywał do niego tak wielką wagę. Niestety w jakimś sensie poniósł porażkę, z którą nie mógł się pogodzić do końca życia. Co ciekawe, nie zaprojektował już potem nic znaczącego.

Ile z planów Lacherta nie zostało zrealizowanych?

W zasadzie w pełni zgodna z jego planami jest tylko południowa część osiedla, ograniczona od północy ulicą Nowolipki - łatwo rozpoznawalna, bo stoi na pagórkach z gruzów. Resztę dokańczali już jego uczniowie, bo gdy po wejściu w życie doktryny socrealizmu kazano mu przerobić projekt, a jemu samemu złożyć samokrytykę, odsunął się już od dalszych prac. Nie chciał tego firmować. Tak przynajmniej twierdzą jego synowie.

Czym różnił się projekt Lacherta od tego, który w rezultacie zrealizowano?

O Muranowie często mówi się, że jest osiedlem socrealistycznym. To nieprawda, jest dziwolągiem - modernizmem ubranym w socrealistyczne wdzianko, szyte na zupełnie inną miarę, które miejscami zwisa, gdzie indziej jest za ciasne, widać, że nie pasuje do modela. Tamten projekt był spójny, od początku do końca przemyślany, nawet w detalach, jak rodzaj zieleni, którą dobierano pod kątem tego, czy będzie dobrze rosnąć na gruzach. Surowość formy i faktury - stąd brak tynków, dopracowana mała architektura, aż po altanki śmietnikowe utrzymane w identycznym stylu. Osiedle było podzielone na kilka mniejszych jednostek, główne centrum miał stanowić plac z pomnikiem i planowanym muzeum, gdzie oprócz tego miał się znaleźć m.in. ratusz i inne budynki użyteczności publicznej.

Jak Muranów oceniali wtedy zagraniczni architekci lub turyści?

O ideologii "nowego Muranowa" mówiono i pisano zbyt krótko, żeby wryła się w pamięć i została dostrzeżona na zewnątrz. Dla turystów - przywożono tu często zagraniczne wycieczki - Muranów stanowił głównie dowód na to, jak szybko udało się podźwignąć Warszawę z gruzów. Nie było nic, a teraz dzięki zaradności władzy ludowej jest piękne nowe osiedle - takie spostrzeżenia dominowały, choć trudno często odróżnić autentyczne emocje od propagandy.  Hiszpańska dziennikarka Carmen Laforet, która zamieszkała na Muranowie podczas swojej pierwszej podróży po Polsce, pisała o nim: "To najweselsze miejsce w Warszawie" (sic!).

Projekt Lacherta był jego sukcesem czy porażką?

Zdecydowanie porażką. Bardzo przeżył to, że kazano mu go zmienić i tym samym zatarła się pierwotna idea osiedla-pomnika. I choć pozostał wierny nowemu systemowi, miał żal do swoich przełożonych, zwłaszcza do Józefa Sigalina, głównego architekta Warszawy, którego socrealistyczne fantazje zdecydowały o ostatecznym kształcie Muranowa. Uważał, że nie powinien był zgadzać się na kompromisy.

Foto: Onet

Źródło: Onet

Data utworzenia: 24 stycznia 2013 13:38

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co cechuje osiedle Muranów?

"Osiedle było też areną socjalistycznej rywalizacji pracy, to tutaj zapoczątkowano m.in. system potokowy czy szybkościowy. Dla przyszłych mieszkańców robotniczego miasta-ogrodu opracowano kilka typowych wzorów domów ( galeriowce, klatkowce, wolnostojące domy wielorodzinne oraz – niezrealizowane w pierwotnym kształcie – punktowce ), które dzięki rozlokowaniu na różnych poziomach dynamizowały przestrzeń, tworząc zróżnicowaną plastycznie całość. Istotnym elementem tej kompozycji była również kolorystyka: czerwień i róż gruzobetonowych murów oraz podłoża: szarość i biel ornamentów z gruzobetonu oraz chropowata faktura ścian . Muranów był osiedlem eksperymentalnym również pod względem materiałowym – Lachert odwoływał się w tym aspekcie do idei nowego humanizmu, opartej na koncepcji architektury organicznej Franka Lloyda Wrighta, oddziałującej równorzędnie na różne zmysły.  Typowe cechy Muranowa: monumentalizm, osiowość, historyczne obiekty wkomponowane w mieszkaniową zabudowę, jednor

Wprowadzenie

 Muranów - nasz Muranów - to dzielnica, która ma wyjątkową i tajemniczą historię.  Już pierwsza trudność pojawia się przy odpowiedzi na proste pytanie: Kiedy powstała? Można bowiem pytać o jej powstanie w dzisiejszym kształcie albo o powstanie dzielnicy żydowskiej - getta albo o jej dzieje przedwojenne, a nawet te z XIX i XVIII w.  Ze wszystkich tych okresów zachowały się ślady, ale dzisiaj Muranów kojarzy nam się  kinem, bramą czy osiedlem bloków wokół Muzeum Polin. Ten blog pomoże nam przygotować się do poznania dzisiejszego Muranowa. Znajdziemy tu też materiały dotyczące samego socrealizmu - w różnych miastach Polski, dawnej NRD czy Czechosłowacji.